czwartek, 10 maja 2018

O rodzinie, której miało już nie być

W poście tym chciałem przedstawić wam rodzinę, której nie dawałem szans na przeżycie. Pochodzi od innej nie leczonej z 2016r. . W 2017 wystartowała jako odkład i po dobrym rozwoju wiosną już pod koniec czerwca zaczęła mocno słabnąć. Warroza tak bardzo osłabiła pszczoły, że zachorowały na jakąś postać zamierającego czerwiu. Rodzinę chciałem zlikwidować w sposób humanitarny czyli po przez autodestrukcję ( zabicie matki i nie pozwolenie na wygryzienie się nowej) aż do wymarcia starej pszczoły. Pierwszą serię ( bardziej wartościowych ) mateczników zerwałem, jednak gdy pszczoły odbudowały je na nowo ( już ze starszych larw) coś mnie tknęło i zostawiłem je na jakiś czas. Przy kolejnym przeglądzie była już młoda matka jednak bardzo mała- nic dziwnego w końcu powstała z bardzo starych larw. W związku z ich chorobą wszystkie ramki spaliłem, a pszczoły(garstkę) wrzuciłem na węzę i susz (pozbyłem się warrozy tabletką Apiwarolu-wiem to zło). Po pewnym czasie matka o dziwo zaczęła normalnie czerwić mimo iż rozmiarami nie wiele przewyższała inne pszczoły. Do zimy zdążyło wychować się ok. 2 pokoleń zdrowych i silnych pszczół. Nie było ich dużo ledwo obsiadały 3 ramki w.p. . Byłem pewny, że nie dotrwają do wiosny bo zimna okazała się zawzięta i długa. Stało się jednak inaczej. Rodzina przeżyła jednak na wiosnę było jej bardzo ciężko wychować pierwsze pokolenie pszczół. Dni mijały, a ja czekałem co będzie dalej. Pokolenie zimowej pszczoły okazało się na prawdę wytrzymałe i pojawiła się młoda pszczoła. Teraz dynamicznie się rozwijają i pewnie nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie ta matka nie wiele większa od pszczół. Poniżej zdjęcie z jej pięknego czerwiu.